Po tygodniach żmudnych treningów,
monotonnym "oblatywaniu" nieba nad Kanałem Bristolskim. Nastał 1
kwietnia. Dla oficerów dywizjonu 316 zapewne nie był to prima aprilis, chociaż
w swoich wspomnieniach Bernard Buchwald często nawiązuje do tego święta, które
także było znane w Walii jako April Fools' Day. Wydaje się, że Walijczycy
również przykładali wagę do psikusów i takowe miały miejsce ale o tym innym
razem.
Tego dnia loty 316 wzdłuż
Kanału Bristolskiego były monotonne i męczące. Nie ma co się dziwić. Kojarzycie
powrotne loty z urlopu do Walii oraz przelot nad morzem przy pogodzie typowo
wyspiarskiej. Z pokładu samolotu pasażerskiego tanich linii lotniczych woda
wygląda jak szaro błotna galareta. W taki właśnie obraz kanału bristolskiego
oraz morza Irlandzkiego przez kilkadziesiąt dni z rządu zmuszeni byli wpatrywać
się polscy piloci. Tego dnia por. Aleksander
Gabaszewicz z podpor. Bohdan Andersem zmagali się z takimi widokami. Przez kilka
godzin służby i wpatrywali się godzinami w nicość.
To była monotonna, długa
służba i o ile Polacy uwielbiali latać, bo w tym właśnie się spełniali, to tamtej wiosny było to wyjątkowo męczące . Pod koniec
służby, kiedy zmęczenie dawało znać, dostrzegli niemieckie samoloty Heinkcl
He-lll , które przymierzały się do zbombardowania statków (tankowców jak podają
źródła[1]
płynących po morzu Irlandzkim .
Tak to powietrzne starcie
opisywał we swoich wspomnieniach Bernard Buchwald:
Pierwszy zaatakował
Gabszewicz; niemiecki strzelec na tyłach
maszyny został najprawdopodobniej śmiertelnie trafiony, bo przestał strzelać, a
samolot Luftwaffe stanął w płomieniach. Wykończył go ppor. Anders (Niemiecki
samolot- przyp. Red) i runął jak pochodnia do morza. Po tym sukcesie
natychmiast zaatakowali drugiego Heinkla. Niestety tym razem Polacy oddali jedynie
tylko kilka strzałów, bo Niemcy w popłochu skryli się w chmurach.
Potem z nasłuchów radiowych dotarły meldunki o zestrzeleniu niemieckich bombowców. Zostały dobite przez dwa inne patrole.Tego dnia nie było primaaprilisowych żartów. a kilka godzin późnij zestrzelono kolejnych 5 innych bombowców.
Dla naszych oficerów radość z tego pierwszego zwycięstwa była ogromna. Wieczorem w kasynie wojskowym tradycyjnie świętowano zwycięstwo. Ale dla naszych to było coś więcej niż kolejne zwycięstwo. Pierwszy sukces na walijskiej ziemi, powrót do szyku, powrót do gry. Po tym wydarzeniu zaczęły spływać pierwsze oficjalne gratulacje.
![]() |
Generał Quinton Brand |
Dowódca 10 Grupy Myśliwskiej ( w skład, której wchodził 316 Polish Fighter Squadron generał Quinton Brand[2] depeszował: „Wysoko sobie cenię wysiłek wszystkich pilotów w tak bardzo trudnych warunkach latania, jakie przeważały w ostatnich kilku dniach. Wasze osiągnięcia bardzo podnoszą na duchu i z ufnością patrzę w przyszłość w oczekiwaniu dalszych sukcesów"[3]
Do kroniki wpisał się również
bezpośredni przełożony z RAF, major Donovan, któremu zapewne było trudno wpisać
coś miłego, bo znany był ze swojej niechęci, której zresztą nie ukrywał . W
kronice napisał : „To było rzeczywiście wspaniałe przedstawienie pokazane przez
tych dwóch oficerów z 316 polskiego dywizjonu. Porucznik Gabszewicz- dowódca klucza w tym dniu miał szczęście do
utalentowanego naśladowcy ppor. Andersa (był to jego pierwszy lot bojowy nad
Wielką Brytanią)” .
Porucznik Aleksander Gabszewicz
ps. Hrabia Oleś, Gabsio w osobistym wpisie wspomniał skromnie o swoim szczęściu
i nawiązywał do tradycji lotniczych 113 Eskadry Myśliwskiej , w którym służył i
z podwalin której powstał Dywizjon 316. Było to jego trzecie zestrzelenie
Heinkla 111 od wybuchu wojny. Pierwszego
zestrzelił w pierwszym dniu napaści na Polskę 1 wrześniu 1939 roku. Kolejny runął w ogniu we
Francji i ten1 kwietnia był trzeci i nie ostatni. Do końca wojny przypisano mu 9 i 1/2
pewnych zestrzeleń (8 indywidualnych i 3 zespołowe) i 1 i 1/3 prawdopodobnych oraz
3 uszkodzone samoloty Luftwaffe.[4]
![]() |
Gen. PSP Stanisław Ujejski |
To była ciężka i monotonna
służba. Pogoda przez całą wiosnę nie rozpieszczała naszych. Loty szarymi, wiecznie wzburzonymi falami kanału La Manche, Kanału
Bristolskiego czy Morza Irlandzkiego. Stanowiły prawdziwe wyzwanie.
Piloci we swoich
wspomnieniach często narzekali na zmęczenie psychiczne. Nużące było wpatrywanie
się w szare niebo i morze. I ta wieczna świadomość, że w przypadku awarii
silnika, postrzału czy innego wypadku
losowego, lądować trzeba będzie w odmętach zimnego oceanu. Analizując wypadki lotnicze z tamtego rejonu wodowanie
najczęściej kończyło się tragicznie. Chociaż zdarzały się wyjątki ale o tym
innym razem. Niektórzy nawet narzekali na odciski na „pewnej części ciała”.
![]() |
Na stronach irlandzkiego Waterford
grupy historycznej można odnaleźć zdjęcie jednostki Luftwaffe Siebenundzwanzig. Samolot został uszkodzony po ataku na konwój tankowców płynących Kanałem Bristolskim w stronę morza Irlandzkiego. Właśnie 1
kwietnia 1941 roku. Rozbił się on na polu w Ballyristeen niedaleko Bunmahon w
Waterford.
Na szczycie Heinkla widać
grupę mężczyzn. Widoczna jest również swastyka na płetwie samolotu. Samolot
należał do Kampfgeschwader "Boelcke" KG 27, kody samolotów to 1G+LH.
Załogę stanowili Ernst Lorra (pilot) Heinz Grau (nawigator) George Fleischmann
(obserwator) Ernst Genzle (mechanik pokładowy) i Otto Jaeger (strzelec). Załoga
przeżyła katastrofę, a George Fleischmann osiadł w Irlandii i odegrał ważną
rolę w rozwoju irlandzkiego przemysłu filmów dokumentalnych jako operator i
reżyser. |
ART
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz